Pretekstem do ponownego, po baaaardzo długiej przerwie, wpisu jest myśl, która zrodziła się dziś w mojej głowie, a odnosząca się do tego jak inni ludzie, często nawet nieświadomie, napędzają Nas do działań. Nie ważne czy mniejszych czy większych, ważne jest bowiem to by nie stać w miejscu. Każdy ruch z Naszej strony to szansa na zmianę, rozwój i inne spojrzenie, które pozwala zweryfikować dotychczasową postawę, która jak się okazuje Nas ograniczała/zamykała w pewnej „bańce”.
Te „bańki”, czego nie jesteśmy często świadomi, przynajmniej ja tak mam, są bardzo niebezpieczne, choć, co paradoksalne, dają Nam pozorny komfort.
I tu właśnie potrzebne są inspiracje, najczęściej ludzie, ale czasem też zdarzenia czy przemyślenia, które dają inną perspektywę. Pozwalają wyjść z tej „bańki”, opuścić ją i dać inną perspektywę.
Zastój to coś czego bardzo nie lubię. Jak pokazuje mi życie, szczególnie w ostatnim czasie, mimo, że mam wysoki poziom samodyscypliny, potrzebuję mieć precyzyjnie wyznaczane „cele”, rzeczy do osiągnięcia. Jestem trochę takim zadaniowcem, kroczącym od celu do celu. Po prostu lubię jak coś się dzieje.
A że w ostatnim czasie jest w moim otoczeniu kilka osób, dzięki którym, zdałem sobie sprawę jaką ścieżką powinienem podążać, by zbliżać się do osiągnięcia tego, co wiem, że chciałbym w życiu robić, to miałem kilka okazji, by wyjść z mojej wypielęgnowanej przez wiele lat „bańki”. Nie będę wymieniał tych osób, bo nawet nie wiem czy by sobie tego życzyły, nie mniej każda z nich na swój sposób była i jest tą Inspiracją.
To właśnie ta Inspiracje, te implusy do działania, pokazały mi, kilkukrotnie dość brutalnie, bo wiązało się to z mocnymi emocjami, i toczącą się wewnątrz mnie, nie zawsze miłą, walką. Walką moich przyzwyczajeń, zakorzenionych schematów postępowania, z inną perspektywą/spojrzeniem. Było to dość bolesne, szczególnie w sytuacjach, w których ujawniła się jedna z moich wad, ale i zalet zarazem, czyli zaangażowania. Wszystko zależy bowiem od sytuacji. Nie mniej, jeżeli już w coś wchodzę, to na 100%, co niestety, nie zawsze, jest odbierane tak jak ja sobie wyobrażam/jakbym chciał. Tyle, że nie o tym ma być w tym wpisie.
Wracając do istoty, były nie przespane noce, wątpliwości, „bicie się z myślami”, potrzeba fizycznego „zaorania” i jeszcze kilka innych rzeczy, ale będąc tu gdzie jestem uważam, że było warto. Za każdym razem budziła się bowiem nowa siła, nowa energia do działania czy też refleksja, nie zawsze miła i przyjemna, która tą siłę dawała. Szczególnie cenne były te refleksje. Przypominały mi bowiem, ten niesamowity czas spędzony na „Akademii Przywództwa”. Prawie każdy zjazd był dla mnie mocnym doznaniem, bo pokazującym moje ograniczenia w postrzeganiu, i jednocześnie przyczynkiem do przemyśleń i zmiany.
Bo tylko zmiana jest jedyną stałą
Ta zmiana ma właśnie miejsce, działam, starając się jednocześnie utrzymać to co cennego mam. Wierzę, że wszystko jest do pogodzenia, chociaż coraz mocniej oswajam się z myślą, że każde wyjście z „bańki”, chociaż budujące, jest też często bolesne. Ale z bólem, „uczę się żyć”, tyle że nie mam pewności czy to właściwe określenie. To jedna z rzeczy, którą dał i cały czas daje triathlon, bo po części każdy trening to walka z bólem, budowaniem charakteru, szczególnie jak się nie chce i jest ciężko.
I wtedy wchodzą w grę te Inspiracje, Ci ludzie, sytuacje czy zdarzenia, które dają siłę i chęci do działania, przekraczania kolejnych granic. Nie mogę bowiem zawieść pokładanych we mnie nadziei i oczekiwań. Ktoś mi ufa, ufa we mnie i moje możliwości, a taka relacja jest dla mnie bezcenna.