Nie bój się cieni, oni świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło
Oscar Wilde
Strach, obawa przed utratą poczucia bezpieczeństwa, wyjście poza strefę komfortu.
Szczególnie to ostatnie jest dla mnie normą. Nie robię tego z wielką chęcią i przekroczenie linii wyznaczającej strefę następuje na krótki czas, ale jednak. Tyle że to w sporcie, w czasie treningów.
W codziennym życiu, kiedy jest się odpowiedzialnym, sam nie wiem czy to najlepsze słowo, rodzicem, nie jest to takie proste.
A może jednak jest. Tyle, że bańka którą sam sobie stworzyłem przez wiele lat powtarzania schematów, tak mocno wdrukowała we mnie pewne działania i zachowania, że ich zmiana wydaje mi się wejściem na niezdobyty szczyt. I chociaż często czuję potrzebę zmiany działalności zawodowej, to strach przed opuszczeniem strefy komfortu blokuje mnie. Czasem sobie myślę, że wolałbym by ktoś za mnie podjął tą decyzję. Jak się wydarzy, to nie będzie odwrotu. Trzeba będzie wziąć „byka za rogi” i iść do przodu. Żona dopinguje mnie mocno w tym zakresie, tyle że ja jeszcze nie dojrzałem. Zbyt mocno umościłem się w swoim bezpiecznym stanowisku, że opuszczenie go mnie paraliżuje.
To co mnie pociesza w tej sytuacji to fakt, że przez jedno, drobne zdarzenie w moim życiu, które miało miejsce w ostatnim czasie, uświadomiłem sobie co chcę robić w życiu.
Nie potrafię jeszcze dokładnie określić kierunku lub obszaru mojej działalności. Wiem jednak, że musi być ona związana z dzieleniem się z innymi ludźmi moją wiedzą i doświadczeniem.
Zadziwiające jest, jak nagłe było to uświadomienie sobie tej kwestii. Miałem wystąpienie w ramach szkolenia, w trakcie którego byłem prelegentem. Wiele godzin spędzonych nad przygotowaniem prezentacji, treningi przed lustrem itp. Wszystko po to, by zrealizować powierzone mi zadanie. Przyszedł czas prezentacji, którą przedstawiałem z moim „druhem i kamratem” – Arkiem. Dla mnie nie był to pierwszy raz, dla Arka niestety tak. Dlatego wsparłem go, podzieliłem się z nim całą swoją wiedzą, jaką dotychczas zdobyłem w kwestii wystąpień publicznych. Poradził sobie bardzo dobrze.
Ja natomiast doznałem olśnienia. To było jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki. W trakcie naszej prezentacji, podczas wystąpienia Arka, dotarło do mnie – tak, to co chcę robić w życiu. Uświadomiłem sobie, że mimo stresu, który towarzyszy mi w takich chwilach, mam niebywałą przyjemność z dzielenia się z ludźmi swoją wiedzą i doświadczeniem. I nie studnia, w trakcie których jestem, nie rozmowy w mądrymi ludźmi, nie przeczytane książki i nie wielokrotnie władająca mną złość na obecną pracę, a właściwie to pojedyncze zdarzenie dało początek zmianie, którą wdrażam.
Stąd też ten wpis poprzedziłem cytatem Oscar’a Wilde’a. Tym, który w ostatnim czasie dał mi najwięcej do myślenia. A że w ostatnim czasie czytam wiele książek, które zmieniają mój sposób patrzenia na otaczający świat oraz podejście do ludzi, mogę powiedzieć, że ten szczególnie, chociaż znajdował się na kalendarzu wiszącym w pomieszczeniu w którym pracowałem, utkwił mi w głowie.
Dzięki niemu dojrzewam do jednej z najważniejszych decyzji w życiu. Wiele zdarzeń utwierdza mnie w tym, że to krok w dobrą stronę – W KOŃCU TO CHCĘ ROBIĆ, TO DAJE MI RADOŚĆ. Potrzebuję jeszcze odbyć rozmowy z kilkoma mądrymi ludźmi, którzy są dla mnie drogowskazami, by podpowiedzieli jak się zabrać za tą zmianę, która bez wątpienia będzie REWOLUCJĄ. Dlatego tak mnie ona przeraża. Jestem zwolennikiem ewolucji, nie rewolucji. Zmiany zawsze wprowadzałem powoli. Nigdy nie było to coś nagłego. Zawsze było rozciągnięte w czasie.
Tyle, że moje aktualne miejsce zatrudnienia, nie daje mi takiej swobody działania, by rozwijać się tym kierunku. Trzeba zakończyć jeden etap by móc przejść do następnego.
Tak jak w triathlonie, żeby rozpocząć następną dyscyplinę, trzeba przejść przez strefę zmian.
JESTEM W STREFIE, CZAS NA ZMIANĘ.
Let Yourself Dream